 |
Lista nieustannie dementowana
"Wiadomosci Polonijne" Luty 2005
Juz drugi tydzien trwa nieustajaca, publiczna ekscytacja tzw. lista Wildsteina. Od niej
praktycznie zaczyna sie kazdy dziennik telewizyjny czy radiowy, o niej pisza wszystkie gazety,
wokól niej tocza sie dyskusje, grzeja sie komputery i przegladarki. Wedlug informatyków,
zainteresowanie ta lista w Polsce wielokrotnie przekroczylo juz zainteresowanie seksem, w tym
sensie, ze na wyszukiwarkach internetowych "lista Wildsteina" pojawia sie jakies 10 razy czesciej
niz slowo seks. Mój tekst, wygloszony w Radio Rodzina tydzien temu i zawieszony na stronie
internetowej www.prawica.net, pobil rekordy czytelnictwa. W ciagu kilku dni czytalo go ponad 15
tysiecy internautów, co, wedlug administratora tej witryny, jest absolutnym rekordem. Tocza sie
debaty telewizyjne z udzialem autorytetów, z udzialem wymienionych na liscie i niewymienionych.
Co z tej ogromnej ekscytacji wynika i co ma jeszcze wyniknac?
Wystepujacy w TVP2, w programie red. Pospieszalskiego "Warto rozmawiac", pan Aleksander Smolar
przypomnial stara anegdote, jak wybitny zachodni intelektualista pojechal do Zwiazku Sowieckiego i
zorientowal sie, ze cos w tym wszystkim jest nie tak, jak to sobie zachodni intelektualisci
wyobrazali. Jego sowiecki rozmówca, w odpowiedzi na krytyke i nieprzyjemne pytania, mial
odpowiedziec: jak sie chce usmazyc jajecznice, trzeba najpierw rozbic jajka. Ripostowal gosc:
jajka rozbite, to widac. A gdzie jajecznica? Twierdzil wiec Aleksander Smolar, ze na tej calej
historii skorzystaja przede wszystkim "postkomunisci".
Wiele mnie z p. Smolarem dzieli, ale w tym wypadku sklonny jestem przyznac mu racje. Pani Jadwiga
Staniszkis, która po poczatkowym zalamaniu przeszla calkowicie na strone red. Wildsteina i
najbardziej goraco dzisiaj z nim trzyma, niechcacy tez udowadnia, ze tak wlasnie jest. Powiedziala
mianowicie, ze w malej miejscowosci, w której mieszka, ludzie, którzy do tej pory sie jej klaniali
i mile pozdrawiali, od tej historii przestali sie do niej usmiechac i ja pozdrawiac. A przeciez
Pani Profesor jest pierwsza gwiazda antykomunistycznej opozycji, a swiadectwo moralnosci wystawil
jej sam pan profesor Andrzej Friszke i zapewnil cala Polske, ze widzial jej teczke i gwarantuje,
ze jest ona niewinna jak lilia. No i jaki efekt? Okazuje sie, ze ludzie w tym malym miasteczku nie
wierza juz ani Profesor Staniszkis, ani Profesorowi Friszke. Komu wiec sa sklonni uwierzyc?
W ostatnia niedziele obejrzalem program telewizyjny "Linia specjalna" z udzialem ministra spraw
wewnetrznych, p. Andrzeja Kalisza. Kalisz jak Kalisz, sluchalem go i ogladalem wiele razy, ot,
jeden z czolowych komunistycznych spryciarzy. Oczywiscie, minister Kalisz egzaminowany byl na
okolicznosc listy. Co tam odkrywczego powiedzial, nie ma znaczenia, niewatpliwie byl bardzo
zadowolony z siebie i z rozwoju sytuacji. A najbardziej byl ucieszony wynikiem sondy telefonicznej
wsród telewidzów: wiekszosc widzów go poparla! Watpie, czy byloby to mozliwe bez "listy
Wildsteina".
Jeden ze sluchaczy tego programu telewizyjnego zauwazyl, ze na calej tej sprawie najbardziej
ucierpi wiarygodnosc IPN, pomimo wszystkich staran uczonych w nim pracujacych, pomimo ich
fachowosci i obywatelskiego zaangazowania, rozlicznych wystapien profesorów Kieresa, Friszke,
Paczkowskiego, Dudka i innych. Przecietni bowiem Polacy, ci z malych miasteczek, jak to, w którym
mieszka prof. Staniszkis, ale równiez i ci z tych wiekszych malych miasteczek, jak Wroclaw,
uwierzyli od razu, ze lista ta jest lista agentów i im bardziej uczeni temu zaprzeczaja, tym
bardziej utwierdzaja ich w tym przekonaniu. Trzeba przeciez przyznac, ze uczeni i redaktorzy robia
wszystko, zeby tak wlasnie bylo. Przypomina sie stare powiedzenie o oswiadczeniach polityków: nie
wierzymy w wiadomosci niezdementowane. Dopiero, kiedy w polityce pojawia sie oficjalne dementi,
wtedy wiemy na pewno, ze wszystko to prawda. W przypadku "listy Wildsteina" tych dementi bylo juz
bez liku.
Najpierw dementi zlozyl sam redaktor Wildstein, oswiadczajac, ze lista, która krazy w Internecie
i wywoluje takie sensacje, nie jest bynajmniej jego lista, ta wyniesiona z IPN.
Nastepne dementi Wildsteina bylo takie, ze ta lista, która nie jest jego lista i która on wyniósl,
w zadnym wypadku nie jest lista agentów i tajnych wspólpracowników. Podobno wyniósl ja tylko po
to, zeby ulatwic prace dziennikarzom. Jest to malo zrozumiale, bo skoro byl to tylko podreczny
katalog, do którego kazdy dziennikarz mial otwarty dostep, to trudno zrozumiec, po co trzeba bylo
go wynosic?
Dalsze podejrzenia, ze lista moze byc lista agentów, zdementowal Profesor Kieres, twierdzac, ze
IPN celowo, ze wzgledów po prostu moralnych, pomieszal agentów z nieagentami, zeby funkcjonowalo
"domniemanie niewinnosci", a wiec, zeby kazdy, kto sie na tej liscie zobaczy, mógl juz
stuprocentowo uwazac sie za niewinnego.
Kolejne dementi Profesora Kieresa dotyczylo podejrzen, ze moga na niej byc ludzie z calej Polski.
Na pytanie dziennikarzy oswiadczyl, ze absolutnie nie, bez wzgledu na to, co na tej liscie
widzimy, jest to po prostu lista - kogo? czego? - z terenu województwa mazowieckiego. Kiedy wiec
czytam na niej nazwiska moich kolegów i znajomych z Wroclawia, Gdanska czy Krakowa, wiem, ze po
prostu jestem w bledzie, bo nic takiego nie ma i byc nie moze. W poniedzialkowej audycji
Pospieszalskiego, p. Jadwiga Staniszkis mówila o dobroczynnym dzialaniu listy w ...Slupsku, gdzie
obywatele sami organizuja sie do swego rodzaju slupskolustracji, bo na tej podstawie rozpoznaja
znajomych i beda sie jakos oczyszczac. To powazny blad, i Pani Profesor gleboko sie myli, i myla
sie mieszkancy Slupska, bo "lista Wildsteina" jest lista mazowiecka, a Slupska ani Wroclawia
jeszcze na Mazowsze nie przeniesiono.
"Trybuna" wyskoczyla z oskarzeniem Wildsteina o zdrade narodowa, gdyz, wedlug jej naczelnego, sa
na niej nazwiska autentycznych oficerów obecnego wywiadu wojskowego. Natychmiast zdementowal to
szef tegoz wywiadu, general Marek Dukaczewski, który zapewnil, ze jedynym oficerem wywiadu na tej
liscie jest on sam, i zadnych innych nie ma i byc nie moze, nasi szpiedzy moga wiec spac
spokojnie.
To dementi Generala Dukaczewskiego samo w sobie dementuje inne dementi, ze na liscie nie ma
agentów z okresu po roku 1990, bo tylko do tego okresu IPN gromadzi dane. Nie wiadomo, jak w takim
razie traktowac generala Dukaczewskiego, czy nalezy on juz calkowicie do przeszlosci, i to sprzed
roku 1990, czy tez jest obecnie cywilem, który mundur generalski nosi tylko od parady.
Z ogromnym niepokojem, a moze nawet ze zgroza przygladam sie temu niesamowitemu poruszeniu
polskich inteligentów, albowiem wydaje mi sie, ze jajecznicy z tego nie bedzie, a przynajmniej nie
na to sniadanie. Ta lista to gra na naszych emocjach, jak widac, nieslychanie skuteczna. Mam
ogromny zal do Pana Boga, ze kazal mi byc synem narodu, który jest tak dalece emocjonalny, którego
emocje tak latwo pobudzic i uruchomic. Wolalbym troche wiecej chlodnego myslenia, zimnego
kojarzenia faktów, wyciagania prawidlowych wniosków. Jesli nawet 250 tysiecy Polaków wystapi teraz
do IPN o swiadectwa moralnosci (a profesor Kieres juz nam obiecal wielokrotnie dluzsze "listy
Wildsteina"), nie oczysci to sceny politycznej i nie odsunie agentury od wladzy. Przyklad Józefa
Oleksego, lustrowanego bez konca, powinien nam to uzmyslowic.
Powtarzam i bede powtarzal: jesli chcemy autentycznego oczyszczenia sceny politycznej i
przeciecia pepowiny laczacej nas z PRL, dajmy sobie spokój z naradami autorytetów, sledczych
dziennikarzy i bystrych ekspertów, z dementowaniem wiadomosci zdementowanych i niezdementowanych,
dajmy obywatelom szanse na uczciwe wybory, domagajmy sie jednomandatowych okregów wyborczych,
zbuntujmy sie przeciwko dyktaturze spadku po PRL. Tylko ta droga mozemy sie wyrwac z zakletego
kregu klamstw i manipulacji.
Jerzy Przystawa Wroclaw
|