 |
Mieszkam w San Francisco. Obserwuję uważnie otoczenie od przynajmniej dziesięciu lat. Trochę czytam w Internecie o Polonii na całym świecie. Ostatnio zacząłem
się zastanawiać, czy Polonia nie jest przypadkiem chora. Ponieważ nie zamierzam sobie uzurpować jedynie słusznego stanowiska, pytanie CZY? oraz NA CO? pozostaje
otwarte. Piszę dlatego, że jestem zatroskany o los Polonii. Wszyscy wiemy, że w Polonii mogło by się dziać o wiele lepiej, że w sumie nie jest
dobrze. Dalsze udawanie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku może jedynie doprowadzić do pogłębienia kryzysu. Ten tekst jest moją próbą odpowiedzi na pytanie
"dlaczego nie jest dobrze?".
Czy nie byłoby z pożytkiem dla Polonii i Polski gdyby wszystkie organizacje polonijne mogły skoncentrować się na wzajemnej współpracy, wpłynięciu na lokalne społeczności
tak aby zwiększyć pozytywną widoczność Polaków na świecie, zadbaniu o dobre imię Polski oraz na wyszukiwaniu możliwości współpracy ekonomicznej, społecznej i kulturanej
pomiędzy naszą Ojczyzną Polską a krajami osiedlenia? Pytanie, ktoś może powiedzieć, naiwne, ale trzeba je postawić i poszukać odpowiedzi dlaczego część Polonii koncentruje
się na czymś zupełnie innym.
W wielu środowiskach polonijnych na całym świecie pojawiają się informacje o lokalnych konfliktach pomiedzy różnymi grupami. Nie mówię tu o różnicach zdań i cywilizowanym
sposobie dochodzenia do modelu wspólnego działania. Różnice zdań są potrzebne. Są one motorem postępu, poszukiwania nowych rozwiązań w ciągle zmieniającym się
świecie wokół nas. Gorzej, jeśli te różnice zdań przeradzają się w konflikty i znajdują finał w sądzie. Jest to bardzo kosztowne i tak naprawdę nie kładzie
końca konfliktom. Czytałem o konfliktach w Kanadzie, Nowym Jorku, w Australii, a naocznie przyglądam się konfliktowi w San Francisco.
Dochodzę do wniosku, że siłą napędową tych konfliktów są pieniądze. W niektórych przypadkach jest to walka o bezposrednie korzyści finansowe z "działalności społecznej",
a w innych pośrednie, na przykład w postaci bycia decydentem o przyznaniu społecznych pieniędzy (donacji, stypendium, wynagrodzenia) tej czy innej osobie albo organizacji.
Staje się jasne, że osoba która zaznała pewnego przywileju, nie chce go stracić. A może jest tak, że osobami aktywnymi i nieprzejednanymi w tych konfliktach są osoby, które
doznały takiego przywileju korzystania z dóbr społecznych wcześniej w swoim życiu? I tutaj pomocna byłaby lustracja. W mojej skromnej ocenie, jest wysoce prawdopodobne,
że osoby korzystające z "systemu" za komuny w PRLu, są w większości tymi, którzy w różnoraki sposób, często trwoniąc pieniądze społeczne, bronią takiego status quo, które
przynosi im korzyści do których się przyzwyczaili.
Do powyższego wniosku skłania mnie bezpośrednia obserwacja konfliktu w San Francisco. Aby nie być gołosłownym podam kilka faktów. Otóż konflikt w San Francisco rozgrywa się
wokół Domu Polskiego. Dom ten powstał w roku 1926 z inicjatywy dwóch bratnich polonijnych organizacji ubezpieczeniowych. Studiując otrzymaną od Sekretarza Stanu Kalifornia
kopię dokumentu założycielskiego, śmiem twierdzić, że przybytek ten był założony dla wszystkich Polaków. Dom zakupiony przez naszych przodków miał na celu służyć
całej społeczności oraz cała społeczność miała za niego odpowiadać. Obecnie, nie dość że wyrzucono z jego progów katolicką organizację ubezpieczeniową (jedną z tych które
zakładały Dom Polski), to również podmieniono prawowite Kółko Literacko Dramatyczne (co łatwo sprawdzić na stronach internetowych Sekretarza Stanu Kalifornia). We wszystkich tych
działaniach przewija się to samo nazwisko, osoby która przyznała się do długoletniego członkostwa w partii komunistycznej, a to członkostwo zwykle wiązało się z wieloma
przywilejami społecznymi i ekonomicznymi. Pikanterii tej sytuacji dodaje fakt, że w dokumentach założycielskich nie ma żadnego prawnego zabezpieczenia, aby majątek (obecnie [2007]
wartości ok. 3 mln dolarów) nie przeszedł na inne cele, niekoniecznie społeczne.
Ludzie widzą te nieprawidłowości i odsuwają się jak najdalej od Polonii. Polonia jest chora. Najwyższy czas to zmienić. Tylko kto ma to zrobić i jak, skoro w wielu środowiskach
ludzie korzystający materialnie z systemu komunistycznego a teraz polonijnego, tak się zorganizowali, że wygrywają w "demokratycznych" wyborach. Dlatego "demokratycznych" bo
poprzez odpowiednie działanie bardzo łatwo zniechęcić ogół Polonii i otoczyć się swoimi zwolennikami. Służą temu ciągle podsycane kłótnie. Ludzie nie rozumiejąc powodów tych kłótni
odchodzą, a pozostają starzy znajomi. Można jednocześnie przypodobać się innym osobom odpowiednim rozdzieleniem stypendiów czy tytułów (wiceprezesów, kobiety roku, mężczczyzny roku,
itp.). Łatwo wtedy wygrać wybory skoro na przykład na zebranie w San Francisco przychodzi dwadzieścia kilka osób. Jedyna droga do naprawy to włączenie się mediów do rzetelnej
debaty nad postawieniem diagnozy i pokazanie Polonii nadziei wyleczenia z choroby.
Edgar Levin
San Francisco
|